Zero, choć z pozo­ru okrą­głe nic, jest jed­ną z waż­niej­szych „gru­bych ryb” licz­bo­we­go świat­ka. Speł­nia rolę roz­jem­cy – oddzie­la dwa prze­ciw­staw­ne obo­zy: licz­by ujem­ne od dodat­nich, samo nie przy­na­le­żąc ani do kli­ki Minu­sów, ani nie trzy­ma­jąc stro­nę pacz­ki spod zna­ku Plus. Ta niby nic nie­war­ta licz­ba, naj­mniej­sza licz­ba kar­dy­nal­na, czy­li moc zbio­ru puste­go Ø, nie pierw­sza, ale parzy­sta, umow­nie natu­ral­na lub nie, ma wiel­kie zna­cze­nie dla Kró­lo­wej Nauk, a to ze wzglę­du na szcze­gól­ne wła­sno­ści, wyróż­nia­ją­ce ją z cze­re­dy innych liczb.

Zero spra­wie­dli­wie dzie­li się przez wszyst­ko, oprócz sie­bie: 0 : a = 0, gdzie a ≠ 0. Spo­le­gli­wość pole­ga tu na tym, że przy podzia­le nie­upie­czo­ne­go plac­ka na dowol­ny nie­pu­sty zbiór a osób, każ­da z nich dosta­nie po rów­no, czy­li dokład­nie zero.

Zero nie dzie­li żad­nej licz­by, nawet samej sie­bie, co jest uczci­wo­ścią abso­lut­ną. Licz­ba ta nie dopusz­cza pato­lo­gii podzia­łu upie­czo­ne­go plac­ka na nikogo.

Nasza boha­ter­ka jest ele­men­tem neu­tral­nym ope­ra­cji doda­wa­nia, co zna­czy, że trze­ba się z nią liczyć. I tak, doda­jąc pustą pacz­kę baka­lii do pie­czo­ne­go plac­ka, nie zmie­nia­my jego sma­ku nie­za­leż­nie od tego, z któ­rej stro­ny ów brak dokła­dać: 0 + a = a + 0 = a.

Indyj­ski sys­tem licz­bo­wy – pozy­cyj­ny, dzie­sięt­ny, uży­wa­ją­cy abs­trak­cyj­ne sym­bo­le wraz z cyfrą 0, sym­bo­li­zu­ją­cą »brak cze­goś« – jest obec­nie uzna­wa­ny za jed­no z naj­więk­szych osią­gnięć ludz­ko­ści w histo­rii oraz naj­bar­dziej zna­czą­cy dar mate­ma­ty­ki dla świa­ta. Zdu­mie­wa prze­to fakt, że poko­na­nie opo­rów zwią­za­nych z jego przy­swo­je­niem trwa­ło tak długo.

A spró­buj­my dziś prze­brnąć przez rzym­ski cha­os. Tyl­ko począ­tek jest tam miły i łatwy: pał­ka plus pał­ka rów­na się dwie pał­ki: I + I = II. A co dalej?
Dalej, przy więk­szych licz­bach, jeśli nie prze­tłu­ma­czyć ich na swoj­ski sys­tem dzie­sięt­ny, potrze­ba wyjąt­ko­wej zręcz­no­ści sza­rych komórek.

Mimo swo­ich oczy­wi­stych zalet, na are­nę licz­bo­wą zero wkro­czy­ło zadzi­wia­ją­co póź­no, bo dłu­go mia­no je za nic. Dopie­ro w V wie­ku, naro­dzi­ło się w Indiach, a było to kolej­ne poczę­cie. Pierw­si Babi­loń­czy­cy wpa­dli na genial­ny pomysł stwo­rze­nia sys­te­mu pozy­cyj­ne­go o pod­sta­wie 60, któ­ry zde­kla­so­wał inne sys­te­my licz­bo­we sta­ro­żyt­no­ści. Na dru­giej pół­ku­li Majo­wie rów­nież opra­co­wa­li zaawan­so­wa­ny sys­tem, lecz o pod­sta­wie 20. Świet­ny począ­tek oka­zał się, nie­ste­ty, fal­star­tem i zero gdzieś się zawie­ru­szy­ło w zaka­mar­kach historii.

Na pra­wo licz­bo­we­go oby­wa­tel­stwa na Sta­rym Kon­ty­nen­cie licz­ba ta musia­ła cier­pli­wie cze­kać jesz­cze pra­wie tysiąc lat.

Nim to się mogło stać, zero musia­ło wpierw zaist­nieć. Okrą­głe nic roz­po­czę­ło euro­pej­ski żywot za spra­wą wło­skie­go mate­ma­ty­ka Leonar­da Pisa­no, prze­zwa­ne­go póź­niej Fibo­nac­cim. Pojął on wagę cyfr arab­skich z zerem na cze­le i ich prze­wa­gę nad wszech­wład­ny­mi wów­czas lite­ra­mi rzym­ski­mi. Uru­cho­mił więc pro­pa­gan­do­wą machi­nę na rzecz zera i jego dzie­wię­ciu kompanów.

Wyobraź­my sobie wyda­rze­nia roku 1202. Poja­wi­ło się Liber aba­ci (Księ­ga aba­ku), alge­bra­icz­na ency­klo­pe­dia Śre­dnio­wie­cza i powo­li, z winy tegoż Fibo­nac­cie­go i jego koleż­ków po mate­ma­tycz­nym fachu, pozy­cja sys­te­mu rzym­skie­go zaczę­ła pod­upa­dać, scho­dzić na dzia­dy. Nie­zwy­kle jed­nak, prze­trwa­ła aż do koń­ca Śre­dnio­wie­cza. Dość powie­dzieć, że Aka­de­mia Kra­kow­ska, dzi­siej­szy Uni­wer­sy­tet Jagiel­loń­ski, była jed­ną z pierw­szych, a mówi­my o XIV wie­ku, któ­ra wpro­wa­dzi­ła Aryt­me­ty­kę sys­te­mem pozy­cyj­nym wykła­da­ną.

Począt­ki na ogół nie są łatwe, a i póź­niej bywa róż­nie. Jesz­cze pra­wie sto lat po uka­za­niu się dzie­ła Liber aba­ci, we Flo­ren­cji wyda­no prze­pis kor­po­ra­cji Arte del Gam­bio, zaka­zu­ją­cy uży­wa­nia zera – „cyfry dia­bel­skiej”. I cyfr arab­skich w ogó­le. „Zero jest rodem z pie­kła, prze­to po wsze cza­sy nie­chaj będzie wyklę­te” – brzmia­ło uza­sad­nie­nie wyro­ku. W doku­men­tach obo­wią­zy­wał rzym­ski sys­tem addy­tyw­ny. Ale wie­lu obrot­nych kup­ców cicha­czem bra­ta­ło się z „dia­bel­ską cyfrą”, któ­rej uży­tecz­ność mówi­ła sama za siebie.

Wywal­czyw­szy w koń­cu rów­no­upraw­nie­nie, w wie­lu dzie­dzi­nach zero z powo­dze­niem zaczę­ło pchać się na pie­de­stał!. Na przykład:

Eko­no­mia: zero defects (bez fuszer­ki) – jakość na pierw­szym miej­scu, pra­wo do zna­ku naj­wyż­szej jako­ści Q.

Fizy­ka: zero bez­względ­ne – lodów­ka abso­lut­na i bar­dziej mar­z­nąć jest fizycz­ną nie­moż­no­ścią (0 K ≈ –273,16 oC).

Geo­gra­fia: połu­dnik zero­wy – włó­czę­ga wycho­dzą­cy z bie­gu­na pół­noc­ne­go i po minię­ciu par­ku Gre­en­wich w Lon­dy­nie – przez Hisz­pa­nię, Afry­kę, Atlan­tyk i Oce­an Połu­dnio­wy – czła­pią­cy po lodach Antark­ty­dy do bie­gu­na południowego.

Afek­to­lo­gia: dział w roman­so­lo­gii, bada­ją­cej funk­cje zmien­nych nie­za­leż­nych, gdzie miłość defi­nio­wa­na jest jako \(\lim_{n \to 0} { u \over r} \) – gra­nicz­na war­tość ilo­ra­zu uczu­cia u przez roz­są­dek r, gdy ten ostat­ni dąży do zera, zaś roz­są­dek jest róż­ni­cą mię­dzy licz­bą oka­zji do popeł­nie­nia głupstw, a licz­bą głupstw poczy­nio­nych przy tych oka­zjach. Jed­nym z fun­da­men­tal­nych wyni­ków afek­to­lo­gii jest twierdzenie-aforyzm Jadwi­gi Rut­kow­skiej: Tyl­ko w miło­ści kom­plet­ne zero może być dla kogoś wszyst­kim.

Die­te­ty­ka: zero kalo­rycz­ne, czy­li zaja­da­nie bez prze­ja­da­nia oraz nie­do­ja­da­nia; dokład­niej, ilość kalo­rii spa­ła­szo­wa­na i spa­lo­na zeru­ją się (łatwo powie­dzieć, trud­no wykonać!).

Gene­ty­ka: tak zwa­ne pra­wo zero­we gene­ty­ki gło­si, że bez­dziet­ność nie jest dziedziczna.

Oczy­wi­ście, w mate­ma­ty­ce zero jest rów­nie wszę­do­byl­skie: miej­sce zero­we funk­cji, odci­nek zero­wy (punkt), koło zero­we, czy­li koło o pro­mie­niu 0 (zno­wu punkt), macierz zero­wa (tabli­ca samych zer) i tęgi zbio­rek innych pojęć, gdzie bez zera ni rusz. A przy­po­mnij­my, że zero zaczy­na­ło od zera.

Aby unik­nąć zarzu­tów o nad­mier­ne epa­to­wa­nie zero­sło­wiem, omó­wi­my dokład­niej, choć pokrót­ce, tak zwa­ny przy­pa­dek zero­wy, klu­czo­wy w kom­bi­na­to­ry­ce zaj­mu­ją­cej się z pro­ble­ma­mi ilościowymi.

Przy­po­mnij­my w tym celu sym­bol n! (czy­ta­my „n sil­nia”) ozna­cza­ją­cy ilo­czyn kolej­nych liczb natu­ral­nych od 1 do n włącznie.
Przyj­mu­je­my, że 0! = 1. Dla­cze­go? Mate­ma­tycz­nie patrząc, przyj­mu­je­my tak, bo ina­czej się nie da; ist­nie­je dokład­nie jed­na funk­cja pusta, czy­li taka, któ­rej dzie­dzi­ną jest zbiór pusty, zna­czy zero-elementowy. Prak­tycz­nie patrząc, widzi­my to samo. Spy­taj­my np. Ile jest moż­li­wo­ści kon­sump­cji z puste­go tale­rzy­ka? Pyta­nia tego typu moż­na mno­żyć w nie­skoń­czo­ność. Odpo­wiedź w każ­dym przy­pad­ku jest jed­na – ist­nie­je dokład­nie jeden sposób.

Spy­taj­my, na ile spo­so­bów moż­na robić nic to zna­czy nic nie robić, jak śpie­wa­ła Kata­rzy­na Klich na debiu­tanc­kim albu­mie „Lep­szy model”? Jest tyl­ko jeden spo­sób, aby nic nie robić, nie mając nic do robo­ty. To wszyst­ko „zała­twia” sym­bol New­to­na \( \binom{n}{k} \) – czy­ta­my „n po k” lub „kn”. Dla liczb natu­ral­nych \( 0 \le k \le n \) sym­bol New­to­na defi­niu­je­my: \( \binom{n}{k} = \frac{ {n}!}{{k }! {(n – k)} !} \). W przy­pad­ku brze­go­wym przyj­mu­je się rów­ność \( \binom{0}{0} = 1 \).

No i sza­fa gra, a resz­ta mebli tańczy!

Wobec wszyst­kich tych fak­tów nie spo­sób nie podzi­wiać zera. Ale, co waż­ne, nale­ży obcho­dzić się z nim z mate­ma­tycz­ną ostroż­no­ścią (jak z jaj­kiem). Dla­te­go pra­wie na zakoń­cze­nie przy­to­czy­my – jako pew­ne pod­su­mo­wa­nie alge­bra­icz­nych wyczy­nów zera – wiersz toruń­skie­go nauczy­cie­la mate­ma­ty­ki Disa­na Niko­no­wi­cza (1926–2007), któ­ry jest zamiesz­cza­ny na wie­lu por­ta­lach*.

Ostroż­nie z zerem
(Disan Nikonowicz)

a + 0 = 0 + a = a

Zapa­mię­taj sobie – bab­cia mi mówiła –
Zero to potęż­na i prze­wrot­na siła.
Niby takie skrom­ne – moduł dodawania,
Ale bar­dzo wpły­wa na inne działania.

a ⦁ 0 = 0 ⦁ a = a
0 : a = 0 = a

Zero jako czyn­nik – pomnóż ile chcesz,
Wynik będzie zerem. Chy­ba o tym wiesz?
Jeśli go podzie­lisz przez dowol­ne „a”
(ale nie przez zero!), zno­wu zero masz.

a : 0
0 : 0

Dzie­lić zaś przez zero bab­cia zakazała.
Nie ma ilo­ra­zu! Taka już zakała.
I dzie­le­nie wca­le nie jest określone.
Gdy zero przez zero będzie podzielone.

00

Uza­sad­nić łatwo, trze­ba tyl­ko chcieć,
W ilo­ra­zie możesz każ­dą licz­bę mieć.
Zera do zero­wej nie pod­noś potęgi.
Nic z tego nie będzie. Tak nas uczą księgi.

a0 = 1
0! = 1

Gdy do potę­gi zero inną licz­bę masz,
Jed­no­ścią jest wynik. Defi­ni­cję znasz.
Zero sil­nia! Prze­dziw­nie i wprost nie do wiary,
Zno­wu jest jedyn­ką. Zapa­mię­taj stary.

loga0
0a = 0

Ale loga­rytm zera wca­le nie istnieje.
Chy­ba wiesz dla­cze­go? – cichą mam nadzieję.
Potę­gu­jąc zero, masz zero w wyniku,
Pier­wiast­ku­jąc rów­nież, bez łez i bez krzyku.

A więc wnio­sek łatwo już wycią­gnąć stąd:
Bądź ostroż­ny z zerem – możesz zro­bić błąd.

I wszyst­ko w wier­szu Disa­na było­by ele­men­tar­nie pro­ste, gdy­by nie fakt, że z zerem aż tak pro­sto nie jest. Dla­cze­go? Wśród nie­licz­nych, na szczę­ście, sym­bo­li nie­ozna­czo­nych (nie­okre­ślo­nych), czy­li wyra­żeń alge­bra­icz­nych, w któ­rych dzia­ła­nia są nie do wyko­na­nia, znaj­dzie­my dwa przy­kła­dy z zera­mi w roli głów­nej: \( { 0 \over 0} \) oraz \( { 0^0} \).

Są to umow­ne zapi­sy gra­nic wyra­żeń, do któ­rych obli­cze­nia sto­su­je się albo „sztucz­ki alge­bra­icz­ne” (czy­taj: prze­kształ­ce­nia), albo tzw. regu­łę de l’Hospitala, albo z innych powo­dów – wygod­nic­twa, uogól­nień, pro­sto­ty i este­ty­ki – ich wynik się po pro­stu defi­niu­je. A z defi­ni­cją nie ma dys­ku­sji; jest taka jaka jest i basta.

Potę­gę defi­ni­cji znał pre­zy­dent Sta­nów Zjed­no­czo­nych Abra­ham Lin­coln i miał dla kan­dy­da­tów na współ­pra­cow­ni­ków zagad­kę; jeśli ogon psa zde­fi­nio­wać jako łapę, to ile pies ma łap? Dobie­rał pra­cow­ni­ków w zależ­no­ści od uzna­nej przez sie­bie odpo­wie­dzi: 4 – ogon defi­nio­wa­ny jako łapa, to jesz­cze nie łapa lub 5 – bo są czte­ry łapy jako tako­we i pią­ta łapa na mocy definicji.

Przy­kład \( {0 \over 0} \) poka­zu­je funk­cja sinus kar­dy­nal­ny, sto­so­wa­na przy prze­twa­rza­niu sygna­łów, o wzorze

\( {sinc}{\left(x\right)}={\begin{cases}{\frac {\sin x}{x}}&{\text{dla }}x\neq 0\\1&{\text{dla }}x=0\end{cases}} \)

Zauważ­my, że \(\lim_{x \to 0} {\frac {\sin x}{x}} = 1\).

Funk­cja jest cią­gła (ilu­stra­cja poniżej).

Miej­sca zero­we: ±π, ±2π, ±3π, …

Ale \( {0 \over 0} \) może przyj­mo­wać róż­ne war­to­ści w zależ­no­ści od „mocy” zera (tem­pa „zbie­ga­nia” war­to­ści do zera) w licz­ni­ku i mianowniku.

Na przy­kład

\(\lim_{x ⤍ 1}\frac{x^{n} – 1}{x – 1} = \lim_{x ⤍ 1}\frac{(x^{n} – 1)’}{(x – 1)’} =\)

\(=\lim_{x ⤍ 1}\frac{n \cdot x^{n – 1}}{1} = {n}. \)

Zapi­su­jąc ciąg rów­no­ści sko­rzy­sta­li­śmy z regu­ły de l’Hospitala.

To wystar­czy. Ilo­raz jest ogól­nie nie­okre­ślo­ny i basta.

* * *

Mate­ma­ty­ka jest Kró­lo­wą Nauk. Przy­ję­cie 00 = 1 skut­ku­je pro­stą, ele­ganc­ką for­mą zapi­su, a Ryce­rze (mate­ma­ty­cy) prze­by­wa­ją­cy na dwo­rze Kró­lo­wej mogą się pysz­nić, że dzię­ki nim Mate­ma­ty­ka jesz­cze posze­rza gra­ni­ce swe­go Królestwa.

Na przy­kład wie­lo­mian ma tra­dy­cyj­nie zapis \(W(x) = \sum_{k = 0}^{n}{a^{k}x^{k}}\).

W zna­nym dwu­mia­nie New­to­na \( (x + y)^{n} = \sum_{k = 0}^{n}{\begin{pmatrix}
n \\
k \\
\end{pmatrix}x^{n – k}y^{k}}\) przyj­mu­je się po pro­stu, że x0=y0=1 (tak­że dla x=0 lub y=0).

Jest to defi­ni­cja natu­ral­na, bo na doda­tek \(\lim_{x \to 0^{+}} {x^{x}} = 1\) (zapis \(x⤍0^{+}\) ozna­cza, że x zmie­rza do zera war­to­ścia­mi dodat­ni­mi), a ponad­to jest dokład­nie jed­na funk­cja ze zbio­ru puste­go w zbiór pusty i jest to funk­cja pusta, czy­li 00 = 1. Tym samym mucha nie sia­da i komar nie klęka!

Krót­ko mówiąc, powyż­sze dwa sym­bo­le, \( {0 \over 0} \) oraz 00, nie mają war­to­ści wprost, ale posia­da­ją je albo w gra­ni­cy, albo z prak­tycz­nie przyj­mo­wa­nej defi­ni­cji w imię ele­gan­cji teo­rii, bo mate­ma­ty­ka ele­gan­cję uwiel­bia i z powo­dze­niem praktykuje.

Tak więc mate­ma­ty­ka dała świa­tu ZERO, a świat mówi: dzię­ki za wiel­kie NIC!

Tade­usz Ostrowski
dr nauk matematycznych


*Ram­ki z wzo­ra­mi pocho­dzą od auto­ra tego artykułu.