Zenon z Elei (ok. 490 – 430 p.n.e.) to filo­zof, któ­ry bro­nił sta­ro­żyt­nej teo­rii filo­zo­ficz­nej o jed­no­ści i nie­zmien­no­ści bytu, sta­ra­jąc się wyka­zać – poprzez sprzecz­ność – nie­moż­li­wość mno­go­ści (wie­lo­ści) i zmiany.

Szcze­gól­nie zawziął się na ruch. Jego dowo­dy na nie­moż­ność ruchu sta­no­wią przy­kła­dy apo­rii (z pozo­ru nie­moż­li­wej do prze­zwy­cię­że­nia trud­no­ści, w któ­rej zmy­sły mówią, że jest wie­lość i zmien­ność, a rozum, że jed­ność i stałość).

Dla przy­kła­du Zeno­na apo­ria dycho­to­mii w uję­ciu współ­cze­snym wyglą­da nastę­pu­ją­co: bram­karz w trak­cie meczu może spo­koj­nie drze­mać przy słup­ku, choć to nie wypa­da; kop­nię­ta w stro­nę jego bram­ki pił­ka musi wpierw prze­być poło­wę dro­gi, potem poło­wę tego, co pozo­sta­ło, póź­niej poło­wę resz­ty dystan­su do mety i tak w nie­skoń­czo­ność, a gol pozo­sta­nie nie­zisz­czal­nym marze­niem strzelca.

Naj­słyn­niej­szą – autor­stwa Zeno­na – sta­ła się apo­ria Achil­le­sa i żół­wia, któ­rej przyj­rzy­my się w dwóch róż­nych aspek­tach, ponie­waż – jak powszech­nie wia­do­mo – każ­dy kij ma dwa koń­ce (a pro­ca nawet trzy!).

Otóż żółw wyzwał Achil­le­sa na poje­dy­nek bie­go­wy, pod warun­kiem, że na star­cie będzie nie­znacz­nie uprzy­wi­le­jo­wa­ny – miej­sce jego star­tu zosta­nie prze­su­nię­te w stro­nę mety. Dowie­dział się bowiem od wspo­mnia­ne­go Zeno­na, że mimo iż Achil­les jest szyb­ko­no­gim wojow­ni­kiem, to jeśli przed wyści­giem nie­bacz­nie da żół­wio­wi fory, wte­dy nigdy już go nie dogo­ni, choć­by ten ostat­ni nie wia­do­mo jak się ślimaczył.

Być może było odwrot­nie. Dum­ny Achil­les wyzwał żół­wia na poje­dy­nek, bowiem usły­szał od Zeno­na Ele­aty, że jeśli na star­cie da żół­wio­wi fory, to nawet gdy­by pędził niczym rydwan-express, zawsze będzie biegł za żół­wiem. To by ozna­cza­ło ujmę na jego honorze.

Tak więc boha­ter Ilia­dy, wycho­wa­nek cen­tau­ra Chi­ro­na, musi w trak­cie bie­gu wpierw dobiec do miej­sca, z któ­re­go wystar­to­wał żółw. Ten jed­nak prze­su­nie się w tym cza­sie nie­co do przo­du. Achil­les (łudząc się, że dogo­nie­nie żół­wia jest tyl­ko kwe­stią chwi­li) popę­dzi, ile pary w pier­siach, do punk­tu, w któ­rym ostat­nio był rywal. Tu nie­spo­dzian­ka: żółw znów prze­su­nie się tro­chę dalej, cho­ciaż mniej niż uprzednio.

Rozu­mo­wa­nie roz­cią­ga się w nie­skoń­czo­ność, argu­men­to­wał Zenon, i śla­ma­zar­ny żółw, cho­ciaż o coraz mniej­szy odci­nek, sta­le będzie wyprze­dzać wojow­ni­ka Acha­jów, ska­za­ne­go w ten spo­sób na cią­gły ogląd ogon­ka gra­ją­ce­go mu na nosie żółwia.

Zaj­rzyj­my zatem do mate­ma­tycz­nej kuch­ni tego sła­wet­ne­go poje­dyn­ku, któ­re­go Homer zapo­mniał opi­sać w Ilia­dzie, i załóż­my, że Achil­les ści­ga się z żół­wiem w bie­gu na dystan­sie 100 metrów. Ponie­waż żółw jest dwa razy wol­niej­szy, grec­ki wojak daje mu wspa­nia­ło­myśl­nie 40 metrów prze­wa­gi na star­cie. Mamy więc usta­lo­ny sce­na­riusz owych zmagań.

Gdy Achil­les poko­nał 40 metrów forów, żółw był, oczy­wi­ście, nadal przed nim. Teraz już tyl­ko o poło­wę forów, czy­li 20 metrów.
– Dobra nasza! – wrza­snął wiel­ki wojow­nik. – Zenon wywo­dził, że tak wła­śnie będzie.

Ciąg dal­szy nie­co ziry­to­wał Achil­le­sa. Żółw wciąż był przed nim, choć już tyl­ko o 10 metrów.

Achil­les pie­klił się coraz bar­dziej, do żół­wia bra­ko­wa­ło kolej­no 5 m, 2,5 m, 1,25 m, …

Każ­dy, bez więk­sze­go wysił­ku, sto­su­jąc zna­ny z lek­cji fizy­ki wzór na pręd­kość w ruchu jed­no­staj­nym, obli­czy, że „rywa­li­za­cyj­na zaba­wa” koń­czy się na 80-tym metrze. Wte­dy Achil­les zrów­na się z żół­wiem i zwy­cię­stwo będzie miał już w kie­sze­ni, prze­kra­cza­jąc linię mety o całe 10 metrów przed rywalem.

Ele­ata, ope­ru­jąc wiel­ko­ścia­mi dys­kret­ny­mi na cią­głych, przy­pra­wiał sta­ro­żyt­nych Gre­ków o ból gło­wy i dopro­wa­dzał ich do przed­wcze­snej siwi­zny. Gre­cy, z Ary­sto­te­le­sem na cze­le, któ­rzy jako pierw­si musie­li roz­gry­zać ten orzech uwa­ża­li go za roz­gry­zio­ne­go, dla­te­go że roz­wią­za­nie tkwi w rów­nie nie­skoń­czo­nej podziel­no­ści cza­su i prze­strze­ni. Tym­cza­sem pro­blem doty­czy sto­sun­ku wiel­ko­ści skoń­czo­nych i nie­skoń­czo­nych, co sta­je się wyjąt­ko­wo kło­po­tli­we przy cią­gło­ściach typu czas, prze­strzeń. Prze­strzeń nie sumu­je się punk­ta­mi, a czas – momen­ta­mi. Jed­nak wyna­la­zek rachun­ku cał­ko­we­go, o czym ani Zenon, ani Ary­sto­te­les nie mogli oczy­wi­ście wie­dzieć, to dopie­ro o dwa tysią­ce lat póź­niej­sze cza­sy Isa­aca New­to­na i Wil­hel­ma Leibniza.

*

Ponad­to rzecz w tym, że nasz żółw oka­zał się orłem mate­ma­tycz­nym. Świad­czy o tym pamięt­nik zna­le­zio­ny w jego kara­pak­sie, czy­li pan­ce­rzu. Dzię­ki kró­lo­wej nauk potra­fił wygrać z Achil­le­sem. Jak tego doko­nał? Bar­dzo pro­sto. Pomógł mu w tym tak zwa­ny sze­reg har­mo­nicz­ny, czy­li sze­reg licz­bo­wy o nie­koń­czo­nej licz­bie skład­ni­ków, któ­re są odwrot­no­ścia­mi kolej­nych liczb natu­ral­nych, począw­szy od 1:

\[ \overset{\infty }{\underset{n=1}{\sum }} \frac 1 n {\ = 1} {\ + } \frac 1 2 {\ + } \frac 1 3 {\ +} \frac 1 4 {\ + …} \]

Dowie­my się o wszyst­kim z pamięt­ni­ka żółwia.

Pamięt­nik żół­wia zna­le­zio­ny w jego pancerzu

Mat­ma to pię­ta achil­le­so­wa moje­go prze­ciw­ni­ka. Pogłów­ko­wa­łem nie­co i uzmy­sło­wi­łem sobie, że wśród sze­re­gów licz­bo­wych, czy­li sumo­wań, jest pewien cwa­niak zwa­ny har­mo­nicz­nym (każ­dy skład­nik, od dru­gie­go począw­szy, jest śred­nią har­mo­nicz­ną jego sąsia­dów lub, rów­no­waż­nie, jest odwrot­no­ścią śred­niej aryt­me­tycz­nej odwrot­no­ści sąsia­dów), a stwa­rza­ją­cy mi szan­sę wygra­nej. „Sta­ry capie, zasko­ru­pia­ły w pan­ce­rzu. Do dzie­ła!”, rze­kłem do sie­bie i zaczą­łem kre­ślić licz­by na piasku.

Jeże­li pew­ny sie­bie zaro­zu­mia­lec Achil­les będzie biegł ze sta­łą pręd­ko­ścią i da mi fory rów­ne a, to, gdy poko­na ten dystans, ja w tym cza­sie poko­nam odci­nek a/2. Jest to zupeł­nie real­ne, bo gnam dwa razy wol­niej od niego.

Świet­nie, jedź­my dalej. Co to? Ułam­ki. W szko­le nie nale­ża­łem do „ułom­ków z ułam­ków”. Mam cię, brat­ku!. Muszę tyl­ko wymóc, żebyś nie przy­spie­szał Możesz biec, jak szyb­ko chcesz, byle rów­no w jed­nym tempie.

Gdy mój sza­cow­ny prze­ciw­nik (zasa­da RESPECT obo­wią­zu­je) będzie miał do poko­na­nia dzie­lą­cy nas dystans a/2, to popę­dzę nie­co szyb­ciej (stać mnie na takie przy­spie­sza­nie po inten­syw­nym tre­nin­gu) i prze­bie­gnę a/3. A jak wyni­ka z rachun­ków, o takiej dłu­go­ści odci­nek będę wte­dy prowadził.

Klnę się na mój kara­paks, że Achil­les zba­ra­nie­je, a ojciec poezji epic­kiej, Homer, poża­łu­je, iż mego zwy­cię­stwa nie opie­wał w Ilia­dzie, sku­pia­jąc się jedy­nie na gnie­wie Achil­le­sa i jego żądzy zemsty. Ułam­ki to koń tro­jań­ski moich spor­to­wych wyczy­nów. Kie­dy Achaj prze­bie­gnie dystans a/3, dzie­lą­cy go ode mnie, to zno­wu ciut, ciut przy­śpie­szę i umknę mu w tym cza­sie o odci­nek dłu­go­ści a/4. I tak dalej bez koń­ca, bo będę się roz­pę­dzał niczym fale gna­ne przez burzę na Morzu Egejskim.

Ogól­nie patrząc, zawsze będę przed Achil­le­sem, bo różnica

\[ \frac a n {\ – } {\ } \frac a {n+1} \ = \frac a{n(n+1)} {\ }{ \gt} {\ } { 0,} \]

dąży do zera, ale hen, hen, hen w nie­skoń­czo­no­ści. Albo ina­czej, Achil­les zawsze będzie biegł szyb­ciej ode mnie, jed­nak dzię­ki tre­nin­go­wi – a wia­do­mo, że prak­ty­ka czy­ni mistrza – sto­su­nek naszych pręd­ko­ści będzie sta­le się zmniej­szał, dążąc do wyrów­na­nia, ale dopie­ro w nie­skoń­czo­no­ści. Dokład­niej, w n-tym kro­ku, czy­li na każ­dym kolej­nym n-tym odcin­ku tra­sy, będzie on równy

\[ \ \frac a n {\ :} {\ } \frac a{n+1} {\ =} {\ } \frac{n+1} n {\ =} \]
\[ {\ = 1 +} \frac 1 n {\ } {→ \ 1, gdy} {\ } \textit{n} { → } {\ } {\infty .} \]

Finis coro­nat opus („koniec wień­czy dzie­ło”), to Owi­diusz. Ale koń­ca nie będzie. Ści­ślej mówiąc, Achil­les dogo­ni mnie dopie­ro wte­dy, gdy prze­bie­gnie dro­gę s równą

\[ \overset{\infty } {\underset{n=1}{\sum }}\frac a n {\ = } {\ a } \overset{\infty }{\underset{n=1}{\sum }}\frac 1 n { = } {\ } {\ a } { \cdot } {\infty } { = \infty,} \]

czy­li nigdy.

Nico­le Ore­sme, kła­niam się tobie nisko. Cha­pe­au bas. Dzię­ki za inspi­ra­cję! Duma roz­pie­ra mi pan­cerz. Jutro poczła­pię do Achil­le­sa i zażą­dam rewan­żu. Na pew­no wszy­scy będą potem śpie­wać peany na cześć mojej wik­to­rii nad tym pyszałkiem.

***

źró­dło: dome­na publiczna

Nico­le Ore­sme (1320 – 1382) – fran­cu­ski ksiądz, filo­zof, mate­ma­tyk, astro­nom i ekonomista;

● w mate­ma­ty­ce wpro­wa­dził potę­gi o wykład­ni­ku ułam­ko­wym i podał dowód roz­bież­no­ści sze­re­gu har­mo­nicz­ne­go, co było jed­nym z waż­niej­szych osią­gnięć śre­dnio­wiecz­nej matematyki;

● w astro­no­mii wysu­nął kon­cep­cję obro­to­we­go ruchu Zie­mi, któ­rą póź­niej upo­wszech­nił Miko­łaj Koper­nik (1473, Toruń – 1543, From­bork) w ramach swe­go heliocentryzmu;

● eko­no­mia zawdzię­cza mu pio­nier­skie pra­ce na temat teo­rii pieniądza.

Ore­sme poka­zał, że doda­jąc odpo­wied­nio dużo odwrot­no­ści kolej­nych liczb natu­ral­nych, może­my otrzy­mać dowol­nie wiel­ką licz­bę. Jego genial­ny pomysł pole­gał na pogru­po­wa­niu skład­ni­ków w takie gru­py, w któ­rych – od trze­ciej począw­szy – każ­da następ­na ma dwa razy wię­cej wyra­zów niż poprzed­nia, a suma czę­ścio­wa jest więk­sza niż ½.

\[ \overset{\infty }{\underset{n=1}{\sum }}\frac 1 n {\ = 1 + } \frac 1 2 { \ + } \frac 1 3 { \ + } \frac 1 4 {\ + } \frac 1 5 { \ + } \frac 1 6 { \ + } \frac 1 7 {\ + } \frac 1 8 {\ + … \ =} \]
\[ {\ = 1 + } {\ } \frac 1 2 {\ + (} \frac 1 3 {\ +} \frac 1 4 {\ ) + (} \frac 1 5 {\ + } \frac 1 6 {\ + } \frac 1 7 {\ + } \frac 1 8 {\ ) + … } {\gt} \]

\[ {\ } {\ } {\gt} {\ 1 + } \frac 1 2 {\ + (} \frac 1 4 {\ + } \frac 1 4 {\ ) + (} \frac 1 8 {\ + \ } \frac 1 8 {\ \ + \ } \frac 1 8 {\ \ + \ } \frac 1 8 {) + … \ =} \]
\[ {\ = 1 + } \frac 1 2 {\ + } \frac 1 2 {\ + } \frac 1 2 {\ + … = 1 + } \frac n 2 {\ } {→} {\ } {\infty } {■} \]

Wnio­sek: Ćwi­cze­nie, tre­ning, zapra­wio­ne mate­ma­ty­ką – to recep­ta na mistrzostwo.

Zado­wo­lo­ny z sie­bie koń­czę te wywo­dy. Pora na tre­ning i rege­ne­ra­cję. Rano idę do Achil­le­sa z żąda­niem rewan­żu. A wie­czo­rem będę świę­to­wać z Zeno­nem z Elei przy lamp­ce naj­lep­sze­go wina. Dzię­ki mate­ma­ty­ce wygram ku chwa­le mojej i wszyst­kich moich bra­ci, dźwi­ga­ją­cych na swo­im grzbie­cie dany im przez natu­rę karapaks.

Z powa­ża­niem i dumą,

Żółw.


Tade­usz Ostrowski
dr nauk matematycznych