Część VI. Kryształy (przestrzenne i płaskie)
Znów o symetrii w świecie, ożywionym i nieożywionym.
Poprzednio pisałem o trzech rodzajach symetrii, z jakimi spotykamy się na co dzień:
1. dwubocznej (lustrzanej),
2. przesunięciowej,
3. obrotowej.
Do nich wypadałoby dodać symetrię z poślizgiem. Nie jest to czwarty rodzaj symetrii, lecz złożenie dwóch – motyw jest potraktowany najpierw symetrią zwierciadlaną, a później przesunięciem.
Ważne dla naszego obrazu świata są jeszcze dwie „odmiany” symetrii. A może to tylko bardziej wyrafinowane przejawy tych trzech.
4. na płaszczyźnie i
5. w przestrzeni.
A zatem:
4. Wśród płaskich ornamentów, parkietaży i grafik Mauritsa Cornelisa Eschera można znaleźć wiele przykładów, w których jeden motyw jest wielokrotnie powtarzany (coś jak okres ułamka w zapisie dziesiętnym). Powtarzany nie tylko wzdłuż jednej prostej, ale w dwóch lub trzech kierunkach jednocześnie. Na przykład poziomo (w lewo i w prawo) lub pionowo (w górę i w dół) – to dwa kierunki. Trzy kierunki są wyznaczone przez dłuższe przekątne sześciokąta foremnego. (Kierunek w tym znaczeniu, w którym prosta reprezentuje wszystkie proste do niej równoległe.)
Liczba tych kierunków nie jest jednak dowolna. Wzory powstałe przez zastosowanie symetrii zwierciadlanych, obrotowych i opisanych wyżej powtórzeń można jeszcze urozmaicić przesunięciem, czyli włączyć symetrię z poślizgiem.
Aby precyzyjnie opisać wszystkie możliwe symetrie w ornamentach opartych na takich powtarzających się motywach, wykorzystujących przesunięcia, obroty i odbicia, trzeba się odwołać do matematycznej teorii grup symetrii na płaszczyźnie. Okazuje się, że można w tym wypadku mówić o 17 grupach symetrii.
Pokazuję tu moje odręczne rysunki ilustrujące efekt działania poszczególnych grup. Wzorowałem się na rysunkach Andreasa Speisera z 1927 roku.
Co to grupa i czym to się je, to zupełnie inna historia, zbyt długa by ją tu wplatać.
Fakt, że poza 17 grupami już nic się nie da wymyśleć, został udowodniony w XX wieku. W tym kontekście pojawia się ważne dla dydaktyki matematyki nazwisko: George Polya, autor wielokrotnie wznawianej książki Jak to rozwiązać?. Rzadko jednak wspomina się o jego dowodzie.
(Według niektórych źródeł pierwszy dowód miał sformułować Jewgraf Stiepanowicz Fiodorow w 1891 roku. Sytuacja nie taka niezwykła: w wielu wypadkach nowe osiągnięcie w matematyce jest odkrywane lub wymyślane w różnych miejscach, niekoniecznie równocześnie, a zaangażowani w to matematycy nic o sobie nawzajem nie wiedzą.)
Wszystkie te grupy symetrii pojawiają się w starożytnych ornamentach, dla każdej z nich można wskazać przykład. No dobrze, ale grupy przekształceń to dopiero XIX wiek. Niezbędna do tworzenia ornamentów matematyka istniała od dawna, nie tak uporządkowana, bez bardzo sprawnych narzędzi, ale nie ułomna.
Studiowanie symetrii ornamentów arabskich (tak zwykle nazywa się ornamenty ze świata islamskiego) może dostarczyć wiele przyjemności.
Mówi się, że islam nie dopuszcza w sztuce przedstawiania postaci zwierzęcych i ludzkich, ale co do prawdziwości tego stwierdzenia zdarzają się spory.
Najczęściej w budowlach powstałych pod wpływem tej kultury mamy do czynienia z ornamentami całkowicie abstrakcyjnymi, ze wzorami o wyszukanej geometrii. Ten styl można znaleźć przede wszystkim na terenach od Afganistanu i Iranu na wschodzie, poprzez Bliski Wschód i północną część Afryki, aż do Hiszpanii.
Naśladowanie takich ornamentów wymaga dość dobrego warsztatu geometrycznego, sprawnego władania cyrklem i linijką, orientacji w sieciach symetrii. A przy tym potrzebna jest pomysłowość, by uniknąć monotonii zbyt prostego ornamentu.
Rzecz jasna, dziś we wszystkim może nas wyręczyć komputer, ale to już nie daje tyle radości.
Hermann Weyl w znakomitej książce Symetria stwierdza: „Sztuka ornamentów zawiera w utajonej formie najstarszy fragment matematyki wyższej nam znany” i podkreśla, że już 3 tysiące lat temu Egipcjanie znali wszystkie możliwości tworzenia takich nieskończonych wzorów, nie odwołując się naturalnie do twierdzenia o 17 grupach symetrii.
Sfotografowałem stronę z reprintu wspaniałej publikacji The Grammar of Ornament Owena Jonesa pierwotnie wydanej w 1856 roku. Książka zawiera rysunki ornamentów z wielu kultur i z różnych epok. Szkoda, że brak dokładnych opisów datujących poszczególne wzory – jest jedynie skąpa informacja o rejonie ich pochodzenia. Na zdjęciu widać fragment większej kolekcji ornamentów egipskich.
Ograniczenie liczby symetrii do 17 grup przez długi czas nie było łatwe do zaakceptowania. Skoro w ornamencie można użyć foremnych: trójkąta, czworokąta i sześciokąta, dlaczego by nie zbudować wzoru z pięciokątem? Twórcy ornamentów stale trafiali na przeszkodę – lokalnie wszystko grało, ale przy rozszerzaniu wzoru szwankowało. Stąd już blisko do doskonale niepoddającego się żadnym rytmom nieskończonym parkietażu Penrose’a, możliwego do ułożenia z figur o dwóch różnych kształtach. To bardzo ciekawa przygoda geometryczna, przyćmiona ostatnio przez tzw. kapelusz, figurę znaną także jako einstein (ein Stein – jeden kamień).
Oczywiście dziś dostęp do przeróżnych ornamentów jest praktycznie nieograniczony, źródeł jest mnóstwo – dosłownie na wyciągnięcie ręki.
5. A teraz świat kryształów. Zanim zaczęto się orientować w konfiguracjach atomów tworzących materię kryształów, obserwowano doskonałe lub niemal doskonałe kształty widoczne gołym okiem lub wymagające co najwyżej użycia lupy.
Jako uczeń zajmowałem się przez jakiś czas prowokowaniem roztworu soli kuchennej do krystalizacji. Cieszyły mnie malutkie sześcianiki soli.
Naturalne kryształy diamentu i fluorytu miewają kształt ośmiościanu foremnego.
Grosulary (odmiana granatu) ukazują się często jako dwunastościany rombowe.
Kryształy pirytu mogą występować w formie sześcianu lub dwunastościanu pięciokątnego (uwaga! Ich ściany są pięciokątne, ale to nie są pięciokąty foremne – łatwo ulec złudzeniu, że mamy do czynienia z dwunastościanem foremnym).
Zabawa geometrią kryształów może być pasjonująca, ale wymaga wcześniejszej wprawy w geometrii przestrzennej.
Kształty, które możemy zobaczyć, należą do dziedziny zwanej morfologią kryształów, a jest to odbicie – konsekwencja wewnętrznej struktury – zjawisk mikroskopowych. W uproszczeniu: ściany wielościennego okazu są prostopadłe do określonych osi, charakterystycznych dla substancji. Ich wzajemne rozmieszczenie (uzależnione od konfiguracji atomów – regularności w ich przestrzennym ułożeniu) decyduje o tym, jakie kształty makroskopowe mogą się zdarzyć.
Podczas powstawania kryształu, a zawsze był to proces jak na skalę ludzkiego życia bardzo długi, zdarzały się różne przeszkody i zakłócenia. Idealnie ukształtowane bryły zachwycają swoją regularnością, jednak często można obserwować deformacje, w których np. jeden z kierunków wzrostu był dyskryminowany. A jeśli zmieniły się wszystkie kierunki, mamy do czynienia ze zroślakami – zespołami nieregularnie sklejonych regularnych fragmentów.
W połowie XIX wieku August Bravais udowodnił istnienie 14 rodzajów sieci krystalicznych. W tym przypadku rozważa się węzły sieci, które przy określonej translacji (i jej wielokrotności) trafiają w miejsca węzłów znajdujących się tam przed przesunięciem.
Klasy symetrii, którym te sieci podlegają, są precyzyjnie określone. Wykluczają one na przykład istnienie kryształów o symetrii obrotowej rzędu 5 czy 7. W 1982 roku tym niewzruszonym porządkiem wstrząsnęło odkrycie Dana Shechtmana, który pod mikroskopem elektronowym zaobserwował symetrię rzędu 5. Dziś takie „niegrzeczne” struktury nazywane są kwazikryształami, a odkrywca – zrazu uznawany za szarlatana – dostał w 2011 roku nagrodę Nobla w dziedzinie chemii.
Kształt, który w połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku zaczął interesować fizyków zajmujących się budową materii, to trzydziestościan rombowy (mający wśród swych symetrii symetrię obrotową rzędu 5).
O innych aspektach symetrii w przestrzeni trójwymiarowej opowiem w kolejnych odcinkach.
Jan Baranowski
Zdjęcia wykonane przez Autora artykułu.